„The day you die is just like every other day. You wake and dress and eat and drink, just like every other day. You don’t see death coming. Or hear its approach. Because you are too busy living. Too busy enjoying your life. Sating your appetites. Rich man or beggar, it does not discriminate. Death doesn’t care about fleeing your demons, or making amends for them. It doesn’t care about any of that. It cares only that this is your time. Your day… to die.” *
Ten cytat brzmiał w mojej głowie, kiedy spacerowałam pomiędzy światami. Stare cmentarze są dla mnie jak bramy pomiędzy nimi. Po jednej stronie żywi, pielęgnujący pamięć o tych, którzy odeszli. Po drugiej historie tych, których już nie ma, zaklęte w kamień, epitafia, fotografie… Wystarczy zapuścić się w mniej uczęszczaną cześć cmentarza, a duchy przeszłości biorą świat we władanie. Spoglądają na ciebie twarze z minionych wieków, wyryte w kamieniach nazwiska kradną twoją uwagę. I choćbyś nie chciał, w duszy rodzi się ciekawość. Kim byli, jak żyli, jakie targały nimi emocje, jaki los ich tu sprowadził, jakie, podjęte przez nich decyzje, doprowadziły ich na ten właśnie cmentarz… Jeśli dobrze się wsłuchasz, usłyszysz jak opowiadają ci swoje historie – w szeleście liści, w szumie drzew…
Już kiedyś przyznałam się Wam do tego, że jestem taphofilem. Umownie nazwanym, cytując tutaj jednego z moich ulubionych pisarzy. Dziś podtrzymuję to wyznanie. Kocham stare cmentarze, przyciągają mnie jak magnes stare nagrobki i zdjęcia, kryjące się za nimi historie życia ludzi i historie miast czy nawet całych narodów. Tam dostrzegam wyraźnie, jak nietrwałe są sprawy, które targają naszym doczesnym życiem. Wystarczy przejść się alejkami, odczytując nazwiska. Widać to dokładnie na krakowskim cmentarzu Rakowice, na maleńkich, niemal zapomnianych cmentarzach, które odnajdywałam w słowackich miasteczkach. Widać to także na cmentarzu, o którym dziś Wam krótko opowiem – najstarszym cmentarzu Rijeki i jednym z najstarszych w Chorwacji.
Historia cmentarza Kozala, zaczyna się w drugiej połowie XVIII wieku, kiedy miasto zakupiło teren z przeznaczeniem na nekropolię. Jednak pierwszy pochówek odbył się dopiero sto lat później – 1 grudnia 1838 roku. Dziś Kozala jest chronionym dobrem kultury, pozostając przy tym czynnym cmentarzem. Spacerując alejkami najstarszej części nekropolii odnajdziecie nazwiska włoskie, chorwackie, węgierskie, austriackie, czeskie, żydowskie… Cała, skomplikowana historia regionu, zaklęta w majestatycznych nagrobkach, z których duża cześć to prawdziwe dzieła sztuki. Autorami ich często bywali znani artyści, jak Ivan Rendić, Gastone Iscra Gambato czy Giovanni Mayer.
Jedną z cech charakterystycznych cmentarza Kozala jest jego kosmopolityzm. Pochowani są tutaj przedstawiciele rożnych narodów, kultur, zawodów czy wyznań. Zwłaszcza z tym ostatnim nie spotkałam się chyba nigdzie wcześniej – żydowski cmentarz jest częścią integralną nekropolii a nie jej wyodrębnionym fragmentem. Chodząc pomiędzy nagrobkami pokrytymi hebrajskimi napisami, myślałam o tym jak odnaleźli spokój w wieczności ci, którzy, bez względu na wyznanie, wykształcenie czy pochodzenie, zamieszkiwali wspólnie miasto szczycące się swoją wielokulturowością.
Ponieważ dziś jest dzień zadumy, zostawię Was teraz, z kilkoma fotografiami z cmentarza Kozala. Do jego historii jeszcze kiedyś powrócę. Tymczasem pochylmy głowy nad miejscami spoczynku tych, którzy mieszkali tu przed nami. I nie zapominajmy, że życie, bez względu na wszystko, będzie płynęło dalej. Więc carpe diem, by nie uronić z niego ani minuty!
*Dzień twojej śmierci, jest jak każdy inny dzień. Budzisz się, ubierasz, jesz i pijesz, tak jak każdego innego dnia. Nie widzisz, że śmierci nadchodzi, ani jej nie słyszysz. Bo jesteś zbyt zajęty życiem. Zbyt zajęty delektowaniem się nim. Syceniem swoich apetytów. Bogacz czy żebrak, śmierć nikogo nie dyskryminuje. Nie interesuje jej czy uciekasz od swoich demonów czy stawiasz im czoło. Nie dba o nic. Troszczy się tylko o to, że to jest twój czas. Twój dzień… by umrzeć. „