W życiu potrzebujemy inspiracji albo desperacji. Ljubljana dostarczyła mi obydwu.
Pierwszy raz zobaczyłam ją wiosenną nocą i zakochałam się (taką mam wadę w sercu, że miasta odziane w wiosenną świeżość zostają już w nim na zawsze). To była inspiracja. Żeby tu wrócić, żeby poznać bliżej, posmakować, wypełnić uszy gwarem uliczek. Wróciłam tuż przed Wielkanocą, więc było czym wypełniać i uszy, i oczy i, rzecz jasna, brzuch 🙂 Stare miasto w Ljubljanie jest jak Nowy Jork – nigdy nie śpi. Choć może, ze względu na wiek, należałoby powiedzieć, ze to Big Apple odwzorowuje Ljubljane 🙂 Iluminowana Ljubljanica jak bijące serce, skupia wokół siebie niepustoszejące kawiarnie i niemilknące uliczki. Nawet w chłodne wiosenne noce kawiarnie i bary tętnią życiem w nadrzecznych ogródkach. A spacerując nocą człowiek nigdy nie jest sam.
Za dnia Ljubljana (czy tez Lublana w wersji spolszczonej) nie traci nic ze swego uroku. W tym mieście zawsze coś się dzieje, nie sposób się tu nudzić. A to targi, a to występy ulicznych artystów (w upalny sierpniowy dzień była nawet specjalnie wyznaczona strefa letniego deszczu), stragany pełne rękodzieł (ale i, jak wszędzie na świecie, tandetnych pamiątek), galerie, muzea. A wszystko to skupione na naprawdę niewielkim obszarze, bo aby obejść Stare Miasto wystarczą mniej niż dwie godziny spaceru, resztę dnia możecie poświecić na spacer po parku lub odszukiwanie śladów Rzymian, których w Ljubljanie jest całkiem sporo. Jak widzicie stolica moich obecnych sąsiadów mocno mnie zainspirowała, aż do nadmiernie górnolotnych wyrażeń. Wybaczcie 🙂 Wracam na ziemie…
Za dnia odwiedzam Ljubljane głownie dla muzeów i pewnego małego sklepiku z czekolada 🙂
Muzeum Miejskie zawsze ma coś ciekawego w ofercie (dwujęzycznej, więc nie idzie się na oślep), Zamek kusi widokami oraz przejażdżką kolejką linową. Jest jeszcze Katedra Świętego Mikołaja, Uniwersytet, Akademia Muzyczna, Biblioteka Narodowa…
Tyle inspiracji, czas na desperacje. Ljubljane nocą odwiedzam zazwyczaj z powodów praktycznych – poza sezonem to najwygodniejsze połączenie autobusowe z Krakowem, więc odbieram tam lub dostarczam gości z Polski. Autobus zjawia się przed północą, więc zawsze jest czas na nocny spacer po mieście. Spacer, kawę, ciastko, kolacje… I szaleńczy bieg w pogoni za autobusem 🙂
Nocna uroda tego miasta, wywołująca (jak mawiał Terry Pratchett) temporalne rozogniskowanie przyczynia się do desperackich biegów na oślep, przez uliczki, mosty, place – byle w kierunku dworca, na który wpada się w ostatniej minucie, na ostatnich nogach… i na którym nie ma naszego autobusu, ponieważ ma jedynie 3-godzinne opóźnienie 🙂
Jeśli za rok droga do Chorwacji powiedzie Was przez Słowenię, zachęcam do zatrzymania się choćby na godzinę w Ljubljanie – zjechać z autostrady jest bardzo łatwo, samochód można zostawić na parkingu przy Dworcu Głównym, skąd już krok tylko do Starego Miasta. Ja z pewnością wrócę tu jeszcze nie raz.
Krakovo to jedna z najstarszych części miasta, pełna rzymskich pozostałości. Jej nazwa pochodzi od słowa „kraka” czyli odnoga rzeki. Niektórzy badacze twierdzą, że tą samą etymologię ma nazwa mojego rodzinnego miasta 🙂
Widok z zamku na panoramę miasta i otaczające go Alpy Julianskie (fot. własna)
Ljubljana, Słowenia, rok 2015 i 2106.